Patrycja i Max
Tych dwoje miałam okazję już Wam przedstawić, we wcześniejszych wpisach 🙂 Są bardzo energiczną i bardzo młodą parą, więc nasza pierwsza sesja narzeczeńska zaczęła się na stadionie sportowym, a skończyła na wieczorno-lipcowej kąpieli pod wodospadem 🙂 🙂 🙂 No tak… muszę przyznać, że byłam miło zaskoczona ich zaangażowaniem w trakcie robienia zdjęć. Głęboko wierzę w tezę, którą zawsze powtarzam- że, efekt sesji to współpraca fotografa i modela/modeli w trakcie tworzenia wspólnego projektu.
Tym razem zostałam zaproszona do ich domku w celu wykonania lifestylowej, rodzinnej sesji zdjęciowej. Ta sesja znacznie różni się od naszych poprzednich, gdyż mam wrażenie, że „pierwsze skrzypce” grają tutaj spokój, harmonia i jedność. Czyli to co najczęściej w nas dominuje na tym etapie bycia rodzicem. Tak właśnie widzę rodzinną fotografię noworodkową i niemowlęcą- jako bycie w relacji. Jako bycie w ciepłych dłoniach, przy ciepłym sercu czyli tam gdzie dziecko czuje się w pełni- dzieckiem.
Sesja lifestylowa jest sesją inspirowaną życiem
Moim zdaniem
W moim odczuciu lifestylowa sesja rodzinna, to najbardziej (obok spontanicznego pleneru) wartościowa forma ukazania rodziny w postaci maksymalnie naturalnej i intymnej. To sposób pokazania relacji w rodzinie za pośrednictwem fotografii i tym samym zamrożenie tych relacji, tych cudownie „wydarzających się” momentów na zdjęciach. Momentów, które zawsze nas wzruszają i wprowadzają w miły nastrój wypełniony spokojem i poczuciem szczęścia.
Fotografie dają nam również poczucie nieprzemijalności lub przypominają, że pomimo iż nasza przemijalność jest faktem niezaprzeczalnym, to możemy celebrować te momenty naszego życia, które są dla nas ważne.
Układać je w piękne albumy, których siła najmocniej zapłonie wtedy, kiedy będziemy naszych wspomnień najbardziej potrzebować.
Brzmienie powyższych słów może mieć górnolotny wydźwięk, ale dokładnie trafia w sedno tego w jaki sposób myślę o fotografii rodzinnej. Widzę i czuję ją jako wzajemną relację kochających się ludzi, a nie jako pokazowe odwzorowanie twarzy postawionych obok siebie na kolorowym tle. Jeśli śledzicie mojego bloga czy fanpage (do czego gorąco zachęcam), na pewno zauważyliście, że są zdjęcia, których nie wykonuję. Przyznaję szczerze, że trochę ze mnie uparciuch i moje działanie biznesowo-marketingowe (bo w końcu fotografia jest moją pracą) nie jest działaniem pro-biznesowym, ale za to daje mi pewną spójność w wyznaczaniu drogi zawodowej i rezonuje ze mną samą. Być może za dużo we mnie cech idealistki, ale taka już jestem 🙂 Najmocniej działa na mnie reportaż, więc chciałabym pokazywać na moich zdjęciach akcje, prawdę i taką właśnie bardzo zindywidualizowaną naturalność.
Nie ma dla mnie większego znaczenia czy sesja będzie delikatnie stylizowana czy zupełnie spontaniczna, najważniejsze jest to – żeby nie wkładać ludzi w schematy- bo jesteśmy zbyt różni by to robić. Jesteśmy zbyt piękni by ulegać kanonom piękna przyjętego odgórnie i zmieniać się pod ten kanon. Każdy z nas ma tylko jedno życie, jeden nos, jeden nieidealnie ukochany uśmiech, jeden charakter- i to nas właśnie wyróżnia i czyni niepowtarzalnymi.
To jest piękno.
Jakie to ma znaczenie dla fotografii? Warto się fotografować, warto tworzyć albumy, warto wynajmować fotografa… bo każdy moment naszego życia jest niepowtarzalny. Bo kochamy nasze dzieci, małżonków, rodziców, bacie, dziadków. Bo chcemy ich zapamiętać i chcemy by nas zapamiętano w najpiękniejszym możliwym momencie- czyli w relacji z ukochaną osobą.
To tutaj tworzą się wartości.
Wkładając idee w życie
Odrobinkę więcej na temat sesji lifestylowej możecie przeczytać we wcześniejszym wpisie, poczynionym dokładnie rok temu.
Pod tytułem (i linkiem poniżej):
„Domowa sesja brzuszkowa Kasi i Pawła„
Pisząc wtedy (w początkowej fazie pandemii Covid -19) o domowej sesji zdjęciowej, byłam głęboko przekonana, że ta sytuacja społeczna będzie krótkotrwała. Pisałam o dostrzeżeniu domu jako bezpiecznej przystani; o dostrzeżeniu wartości, które w nim zachodzą i docenieniu ich. O tym by się zatrzymać na „karuzeli” zwanej życiem i zastanowić nad tych co nas otacza, nad pędem i nad sobą samym. Dzisiaj pewnie dlatego, że sama wkraczam w nowe dziesięciolecie i cyferka z przodu metryki znacznie zmieni swój kształt -podtrzymuję ten kierunek myślenia. Myślmy o sobie i dbajmy o siebie (w kontekście również najbliższych) nawet w tym trudnych miesiącach.
Wracając jednak do tematu :):):)
Sesja zdjęciowa w domu czy ogrodzie już z samej zasady będzie bardzo osobista. Trzeba przeznaczyć na nią więcej czasu niż na sesję pozowaną, ale… efekt również będzie zupełnie inny. Będą dzieciaki z naturalnym rumieńcem i niczym nieskrępowanym uśmiechem, lub złośliwym grymasem właściwym dla ich charakteru. Bo to przecież będziemy chcieli sfotografować. Ich, Was -razem. Chciałabym pójść dalej w zapędzie reportażowym i sfotografować Was przy posiłku, grze w planszówki, czy przy przy myciu zębów.
Uwaga, uwaga- od dziś na rodzinnej sesji wszystkie emocje dozwolone- NIECH SIĘ DZIEJE!!!
Główny Model naszej domowej sesji zdjęciowej
Kończąc ten mój wielowątkowy (dziś wybitnie) wpis pozwólcie że przedstawię mojego nowego modela, bez którego ta sesja na pewno nie odbyłaby się w tym czasie.
Ma na imię Ignaś i totalnie poprzedstawiał wszystkie możliwe trybiki w główkach rodziców… bo o serduchach już nie wspomnę 😉 Ma piękne niebieskie oczy, oddaną parę machających ogonami czworonogów i za kilka miesięcy powita na świecie kolejnego członka rodziny. Obstawiam że będzie to siostrzyczka … w każdym razie już umawiamy się na kolejną, rodzinną sesję. Być może w plenerze 😉
Zapraszam do obejrzenia zdjęć 🙂